Dzisiejszy „szarlatan żywieniowy” posługuje się naukowym żargonem, aby sprzedać towar, specjalny produkt spożywczy, suplement diety, specjalną dietę lub gadżet obniżający masę ciała.
9 grudnia 2012 13:56Osoba wykształcona w dziedzinie nauk żywieniowych z łatwością odróżni informację rzetelną od fałszywej, niestety dla laika często nie jest to takie proste. Dlatego rzeczą rozsądną jest ostrożne traktowanie każdego prezentera, który wygłasza stwierdzenia odbiegające od akceptowanych wzorców. Trzeba strzec się ludzi, którzy przekonują, iż żywność służąca zdrowiu jest szkodliwa lub w inny sposób niekorzystna; którzy wykorzystują techniki zagrażające zdrowiu; którzy obiektem ataku czynią służby medyczne i instytucje zdrowia publicznego. Zawsze też należy podejrzliwie traktować materiały pochodzące z anonimowych źródeł. Internet jest takim miejscem, w którym można znaleźć zarówno solidne porady żywieniowe, jak i informacje fałszywe i wprowadzające w błąd.
Osoby poszukujące wiedzy na temat zdrowia i odżywiania powinny się upewnić, że informacje są rzetelne i bezstronne – zgodnie z powiedzeniem: „podważaj autorytety”. Często bowiem bywa, że samozwańczy „autorytet” może nie posiadać kwalifikacji w tym kierunku. Poszukując „przewodnika żywieniowego”, warto więc rozejrzeć się za lekarzem wyspecjalizowanym w tej dziedzinie oraz dietetykiem z dużym doświadczeniem. Niestety w Polsce jak dotąd brakuje regulacji prawnych dotyczących tego zawodu. Dlatego często można spotkać osoby, które określają siebie jako specjalistów od żywienia lub dietetyków, nie posiadając wystarczających ku temu kwalifikacji.
W ostatnim czasie szczególny niepokój wzbudza fakt promowania suplementów jako remedium na wszystkie dolegliwości, które w rzeczywistości wymagają interwencji lekarskiej. Akwizytorzy tych suplementów często kreują się na ekspertów w sprawach żywienia. Przekonują, że promowane przez nich produkty mogą zapobiegać chorobom lub je leczyć, podczas gdy fakty temu zaprzeczają. Mało rzetelne są także pseudonaukowe książki i czasopisma (napisane przez ludzi z niewielką wiedzą i wykształceniem z zakresu żywienia), które częstokroć zachwalają niektóre produkty lub zestawy produktów, a także zawierają reklamy rozmaitych produktów, którymi finansowo zainteresowani są zarówno ich producenci jak i wydawcy książek oraz czasopism.
A tak naprawdę rzeczywiste autorytety żywieniowe są zgodne – najlepiej jest kupować witaminy i składniki mineralne w opakowaniach stworzonych przez naturę: np. pieczywo z pełnego ziarna, produkty zbożowe, warzywa, owoce, mleko i przetwory mleczne, jaja, mięso i przetwory mięsne oraz ryby. Urozmaicona dieta zawiera tak różnorodny zestaw produktów, że w przypadku większości osób niezwykle trudno byłoby im uniknąć obfitych ilości niezbędnych składników odżywczych, o ile tylko dokonają przemyślanego wyboru.
Nie ulegajmy więc sugestiom, że stosowanie na własną rękę suplementów witaminowych i mineralnych może wyleczyć choroby układu nerwowego, kości, krwi, wątroby, nerek, serca czy przewodu pokarmowego, o ile sugestie takie nie będą poparte danymi z obiektywnych naukowych źródeł. Stosowanie suplementów może odgrywać pozytywną rolę w zapewnieniu zdrowia, ale działanie takie powinno być dostosowane do konkretnej osoby i opierać się na wynikach badań naukowych.
Moje doświadczenia podpowiadają mi, że pacjenci często sięgają po suplementy diety pod wpływem reklam. Ostatnio „najmodniejsze” są kwasy omega-3 oraz magnez. Na moje pytanie: czy Pan/i zna swoje zapotrzebowanie na te składniki odżywcze i co jest ich źródłem w żywności naturalnej ? – oczywiście najczęściej otrzymuję odpowiedź negatywną. A tak naprawdę wcale nie jest trudno dostarczyć sobie odpowiedniej ilości tych składników odżywczych w codziennym jadłospisie. Dla przykładu: zapotrzebowanie naszego organizmu na kwasy omega-3 wynosi ok. 1g dziennie (to np. 100g śledzia lub innej tłustej ryby lub 1,5 łyżeczki oleju rzepakowego lub garść orzechów włoskich, etc.). Natomiast bogatym źródłem magnezu są m.in. ziarna zbóż, gryka, ziarno kakaowe, migdały, orzechy, zielone warzywa. Zapotrzebowanie na ten składnik u osób dorosłych wynosi ok. 300-400 mg dziennie. Taką ilość magnezu dostarcza dla przykładu 150 - 180g kaszy gryczanej. Ale przecież nasza dieta nie opiera się na jednym produkcie. Nie trzeba więc codziennie spożywać wspomnianej już ilości kaszy gryczanej, bo przecież obok niej dobrym źródłem magnezu są inne produkty. Krótko mówiąc: wystarczy że dieta będzie urozmaicona i będzie zawierała różnorodne produkty bogate w magnez – wtedy organizm zostanie zabezpieczony w ten składnik.
Przy okazji dodam, że najbardziej zaniepokoiła mnie pacjentka, która w wywiadzie żywieniowym oznajmiła mi iż suplementuje na własną rękę … potas. Nie potrafiła wyjaśnić: dlaczego? Ot tak, na wszelki wypadek, bo gdzieś tam dowiedziała się, że jego niedobór może poważnie uszkodzić serce oraz osłabić mięśnie. To prawda – ale jego nadmiar może być tak samo groźny! Może to mieć miejsce w niektórych przypadkach przewlekłej niewydolności nerek (często nie daje ona żadnych objawów) lub pod wpływem leków powodujących hiperkaliemię. Nie można więc suplementować potasu „na własną rękę”. Dobrym źródłem potasu są warzywa i owoce – wystarczy uwzględnić je w codziennym jadłospisie, by zabezpieczyć swój organizm w odpowiednią ilość tego składnika.
Jestem dietetykiem, który ma kwalifikacje pozwalające na interpretowanie nauki o tym, jak żywność jest wykorzystywana przez zdrowy i chory organizm, oraz na ocenę wpływu postępowania medyczno-żywieniowego na promowanie dobrego stanu odżywienia. Wykorzystuję specyficzną terminologię, określaną jako język procesu opieki żywieniowej, który obejmuje diagnozę i interwencje żywieniowe oraz monitorowanie i ocenę planów żywieniowych.
Wszyscy pracownicy opieki zdrowotnej powinni upowszechniać zalecenia żywieniowe jako element zdrowego żywienia, takie jak np. kształtowanie umiejętności wykorzystywania informacji żywieniowych z etykiet na produktach. Mimo, że konsumenci są często świadomi ogólnych zasad prawidłowego żywienia, brakuje im jednak szczegółowej wiedzy, pomocnej we wdrażaniu tych zaleceń.
W perspektywie zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim zdrowia !
Sabina Budkiewicz
CHOJNICE.COM
© Copyright Chojnice.com 2016. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wykonanie: Portale internetowe
http://technowinki.onet.pl/wideo/tak-wyglada-produkcja-parowek-i-mordercza-bron-z-i,102465,w.html
Polska żywność jest najbardziej fałszowana w Europie, na Zachodzie wolą inną aby nie Polską.
Zdecydowanie nie zgadzam się, że polska żywność jest "najbardziej fałszowana w Europie" ! Jest tak samo fałszowana, jak w krajach tzw. Zachodu ! I to niestety dzięki temu ... Zachodowi. Gdybyśmy pozostali przy polskich normach (w swoim czasie bardzo restrykcyjnych)to prawdopodobnie dziś bylibyśmy "enklawą" zdrowej żywności. Jeszcze w latach 90. często odwiedzałam Skandynawię i już wtedy widziałam różnicę między naszą i ich "przetworzoną" żywnością. Owszem, była wygodna - nawet smaczna - ale ... paskudnie "chemiczna". A przecież Skandynawowie należą do nacji szczególnie dbającej o zdrowie. Dziś ci sami Skandynawowie, jak i społeczeństwa innych krajów tzw. Zachodu, próbują wrócić do żywności naturalnej, mało przetworzonej. Stać ich na to ! A u nas jest dokładnie odwrotnie: zmierzamy do żywności taniej ! Tyle tylko, że wciąż jeszcze wielu polskich producentów próbuje wrócić do "tradycji", choć to niestety trochę kosztuje. Mam jednak nadzieję, że nasze społeczeństwo uwierzy w końcu, iż nie zawsze to, co jest wygodne, smaczne, kolorowe i niezbyt drogie (głównie dzięki chemii)służy naszemu zdrowiu.
Gdzie mam kupić mleko, takie jak w PRL, że po dwóch dniach jak się skwasiło, to można było kroić nożem, podobnie maslo, bo te dzisiejsze delikatesowe nawet tamtego w smaku nie przypomina, gdzie mam kupić te produkty, których smak z dzieciństwa zapamiętuje się na cale życie? Najwiekszą glupotą tego kraju oczywiście ze szkoda dla społeczeństwa było w 1992 r zlikwidowanie polskich norm, za to teraz na zasadzie „ni kłak ni wełna, byle d u p a była pełna” kupujemy barachło.
Lubię mleko i jak dotąd nie zaobserwowałam u siebie żadnych niekorzystnych reakcji ani na laktozę, ani na kazeinę mleka. Kupuję mleko poddawane tzw. mikrofiltracji (mleko "zimne" firmy Robico, w szklanej butelce). Można z niego otrzymać niezłe mleko "zsiadłe" (choć na pewno nie takie jakie pamiętam z dzieciństwa), po dodaniu do niego kefiru Robico. Zawsze też zwracam uwagę na to, ażeby w składzie np. jogurtu naturalnego było wyłącznie mleko pasteryzowane i bakterie jogurtowe, bez dodatku mleka w proszku i białek mleka. Tak naprawdę znalazłam na naszym rynku tylko jedno takie - wyprodukowane przez firmę Maluta - ale uprzedzam: inne jogurty tej samej firmy też zawierają mleko w proszku.
MOM uzyskuje się przez mechaniczne oddzielenie mięsa od kości. Kurczaka lub indyka rozkłada się na części. Odłącza się piersi, udka i skrzydełka, a pozostałe resztki (korpusy i szyje, często głowy, nogi) pod ciśnieniem przeciska się przez specjalne sitka, które zatrzymują tylko największe kawałki kości. Cała reszta, a więc chrząstki, ścięgna, grzebień, skóra i tkanka łączna, jest mielona na gładką masę i dodawana do produktów spożywczych. Dzięki temu producenci optymalizują koszty mając ‘coś’ z niczego. W praktyce czyni to z MOM masę mięsopodobną o obniżonej wartości odżywczej i mniejszej trwałości, którą dodaje się do tanich parówek, pasztetów, kiełbas, kaszanek, pulpetów, wędlin, krokietów itd. A jak się ostatnio okazało nawet do niektórych obiadków dla niemowląt. Najbardziej wymiękkam jak widzę tabuny ludzi ładujących do koszyków zgrzewki tego ścierwa z obłędem w oczach, bo im się ….opłaca, bo promocja…..
Polak jest biedny a że głupi to i g ó w n o kupi!
Podam wam skład pasztetu WYBORNEGO kupionego w jednym z chojnickich marketow. Skład: woda, mięso oddzielone mechanicznie z kurcząt (9%), skórki z kurcząt, wątroba wieprzowa (4,4%), tłuszcz wieprzowy, skrobia modyfikowana (kukurydziana), białko sojowe, mięso z kurcząt (1,5%), sól, jaja w proszku, białko mleka, E331 - stabilizator, przyprawy naturalne, aromaty i ekstrakty przypraw naturalnych, E621 - substancja wzmacniająca smak i zapach, E316 - przeciwutleniacz, E250 - substancja konserwująca. Zawiera soję, jaja, mleko. Smacznego! NIGDY JUŻ TEGO GOWNA NIE KUPIE!
Przede wszystkim gratuluję dociekliwości ! I tak właśnie należy robić, by w końcu przekonać się, co oferuje nam przemysł ! Domowy pasztet zawierałby przynajmniej o połowę mniej składników, prawda ? No, ale komu chce się taki pasztet domowy robić ? A szkoda, bo jeśli nawet byłby trochę kaloryczny, to na pewno zdrowszy od tego ... "WYBORNEGO".
Jest problem o wiele większy, ale ludziom to zwisa jak kilo kitu na agrafce, bo liczy się promocja żeropodobna w marketach, a nikt nie mowi o GMO czyli żywność modyfikowana genetycznie to jest większy problem, niż niektórym się wydaje. Rząd Polski w trosce o swoich obywateli bez mrugnięcia okiem zgodził się na ten proceder i dystrybuowanie tejże żywności w kraju. Prawda jest taka, że modyfikowanie żywności służy głownie wielkim korporacjom nastawionym na zysk i decydujących za nas co mamy spożywać. Wystarczy wspomnieć, iż 1983 roku setki Hiszpanów zmarło po spożyciu będącego efektem manipulacji genetycznych oleju rzepakowego, chociaż wcześniejsze doświadczenia przeprowadzone na zwierzętach niczego niepokojącego nie wykazały. Realne zagrożenia z tego wynikające to: a) alergie spowodowane obecnością w żywności modyfikowanej obcych protein, Szacuje się, że wśród dorosłych około 2% populacji, a wśród dzieci 5% cierpi na alergie wywołane przez żywność. Większość alergenów pochodzących z żywności to białka. b) przeniesienie genu z roślin zmodyfikowanych genetycznie. Największe obiekcje dotyczą ewentualnego przeniesienia nowego genu przez system trawienny i spowodowanie jego ekspresji w obcym układzie (np. nieprzewidziany transfer tzw. genów markerów warunkujących odporność na antybiotyki, które często często są stosowane do genetycznej modyfikacji roślin). c) mniejsza wartość odżywcza. Transgeniczne pożywienie bardzo często stwarza pozory świeżości tym samym wprowadza w błąd konsumentów. Soczyście wyglądający, rześki pomidor w rzeczywistości może mieć kilka tygodni oraz niewielką wartość odżywczą. ) zagrożenia dla środowiska naturalnego Podstawową słabością inżynierii genetycznej jest nieprecyzyjna technologia - genetyk przesuwa geny z jednego organizmu do innego. Gen może być stosunkowo precyzyjnie wyodrębniony z DNA organizmu, ale inżynieria genetyczna w wielu wypadkach nie ma pojęcia, w którym miejscu DNA drugiego organizmu wstawić wyselekcjonowany gen. Jeżeli nawet operacja przeniesienia genu wypadnie pomyślnie, zdarzyć się może, że nowy element powodować będzie zakłócenia w funkcjonowaniu innych, istotnych dla życia organizmu genów. Dlatego też inżynieria genetyczna porównywana jest często do wykonywania operacji na otwartym sercu przy pomocy niezbyt precyzyjnych narzędzi. Jest to więc zabieg niezwykle ryzykowny. Naukowcy nie posiadają wystarczającej wiedzy aby modyfikować DNA bez ryzyka stworzenia mutacji, które mogą być szkodliwe dla środowiska i naszego zdrowia. Przeprowadzają oni eksperymenty z wrażliwymi, ale ciągle potężnymi siłami natury, nie wiedząc jakie będą konsekwencje tych działań. itp. Jest już pewne, że wszystkie decyzje podejmowane przez rządy w odniesieniu do GMO mogą być determinowane raczej komercyjnymi interesami nastawionego na zyski przemysłu, niż interesem publicznym.
Nie czuję się kompetentna do profesjonalnego skomentowania tego co tu przeczytałam. Osobiście mam także dużo pytań i wątpliwości pod adresem żywności GMO. Tym niemniej w najbliższym czasie postaram się napisać nieco więcej na temat manipulowania żywnością przez przemysł spożywczy i ... "naukowców".