19 sierpnia mija 30 rocznica najtragiczniejszej katastrofy w powojennej historii polskiego kolejnictwa. Pod Otłoczynem zderzył się pociąg osobowy relacji Toruń Główny – Łódź Kaliska z pociągiem towarowym Otłoczyn – Wrocki.
18 sierpnia 2010 18:59Ten drugi pociąg prowadzony był przez dwóch pracowników Lokomotywowni Chojnice. Byli jednymi z 67 ofiar śmiertelnych tej katastrofy. W Czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej przejrzałem rocznik „Gazety Pomorskiej” z 1980, aby dowiedzieć się, jak tę katastrofę wtedy relacjonowano.
Pierwsza informacja pojawiła się 20.08., oczywiście na pierwszej stronie. W tytule artykułu zaznaczono, że na miejscu wypadku był Edward Gierek (I sekretarz KC PZPR) i Edward Babiuch (premier). Napisano wtedy m.in.: „Pierwsi do ratowania rannych przystąpili pasażerowie pociągu, którzy zostali najmniej poszkodowani. Niezwykle ofiarnie pracował, mimo że sam uległ okaleczeniu, spawacz z Huty „Katowice” Edward Malicki. Wykazał on dużo odwagi i serca. (…) Do akcji włączyły się ekipy straży pożarnych, MO i grupy żołnierzy POW, a wśród nich podchorążowie WSOWRiArt. Z Torunia z własnym sprzętem. W tej dramatycznej sytuacji społeczną postawę wykazali mieszkańcy Torunia, załogi zakładów pracy, oddając krew dla rannych.”
Wkrótce zaczęto drukować imienne listy ofiar katastrofy, włącznie z ich dokładnym adresem zamieszkania. Po sześciu dniach ukazał się pierwszy tekst publicystyczny zatytułowany „Pociąg nr 5130”. Podano w nim pierwsze ustalenia śledztwa prowadzonego przez komisję rządową kierowaną przez wicepremiera Tadeusza Wrzaszczyka: „Pociąg towarowy z pustymi węglarkami, stojący w Otłoczynie na bocznym torze, mimo że nie otrzymał rozkazu, mimo sygnału „stop”, niszcząc zwrotnicę samowolnie wjechał na tor główny, i to nie na prawy, a na lewy. Ani maszynista, ani pomocnik, nie zauważyli alarmujących znaków dawanych przez obsługę nastawni. Obaj nie zorientowali się, że jadą niewłaściwym torem, „pod prąd”. (…) W pociągu towarowym maszynista pozostał przy pulpicie, nie włączył hamulca. Zginął na miejscu, jego pomocnik jest tak ciężko ranny, że wszelki z nim kontakt jest niemożliwy. (…) Na podstawie dostępnej na razie dokumentacji ustalono również, że drużyna chojnicka, która spowodowała wypadek, nie miała przekroczonego czasu pracy. Ale to nie jest pewne.”
Śledztwo zostało zakończone 2.10.1980 postanowieniem Prokuratury Wojewódzkiej w Toruniu o jego umorzeniu, wobec śmierci sprawcy katastrofy. Tak jego wyniki podsumował największy w Polsce Grzegorz Petka, znawca problemu kolejowych katastrof, na swej stronie internetowej: „Jak się później okazało, maszynista pociągu towarowego, Mieczysław Roschek, rozpoczął służbę o godzinie 4:00, 18 sierpnia 1980 roku. Tak więc 24 godziny i 30 minut przed katastrofą. Papiery maszynisty zostały niepostrzeżenie sfałszowane w jednej z kilku odwiedzanych przez niego podczas tej służby lokomotywowni. Czy można więc powiedzieć, że zaspany i zmęczony Roschek nie wiedział co robi pomijając semafor pokazujący sygnał „stój”? Nie. Zapisy z taśmy Haslera, pokazują, że po ruszeniu składem, pociąg prowadzony był przez niego w sposób dokładny. Rozpędzenie dynamiczne do 48 km/h, utrzymywanie prędkości 40 km/h i zwolnienie na łuku, tuż przed zderzeniem do 33 km/h. Także „czuwak” kasowany był przez niego regularnie, od razu po wyświetleniu sygnały wzrokowego. Ostatni raz, „czuwak” został skasowany na 30 sekund przed zderzeniem. Należy także zauważyć, że Roschek, jako pierwszy rozpoczął hamowanie. Specjaliści, w śledztwie stwierdzili, że hamowanie rozpoczęte było tak szybko, że w normalnych okolicznościach, maszynista nie zdołałby stwierdzić, że zmierza ku nieuchronnej katastrofie. Dlatego też maszynista pociągu osobowego, nie spodziewający się takich okoliczności, później zaczął hamować.”
zebrał (je)
CHOJNICE.COM
© Copyright Chojnice.com 2016. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wykonanie: Portale internetowe
No niestety ale w 1980 r. katastrofę wmieszano politykę, nawet sama Solidarność gadala, że mial to być sabotaż tylko kogo? Realia tamtych dni to byla jeszcze domena PZPR i g tego nie zminisz, bo historii nie da sie oklamac a co najwyzej oklamac
Czytajcie ze zrozumieniem... "Rocznik 55" wspomniał coś o bzdurach, które wtedy wypisywano i uważam,ze niepotrzebnie. To była odpowiedź na jego post.... Znam dobrze żonę i córki p. Roschka i przeżywałem tę tragedię. I dlatego mieszanie do tego polityki i przytaczanie plotek jest dla mnie nie na miejscu. Poniali?
ten wpis niejakiego q jest jak quwno, taki rozum malutki ten koleś ma, żenada.
bzdurach? oj synku pamiętaj nie umiera ten kto mieszka w sercach żywych
To po co przypominasz o tych bzdurach...?
Pamiętam jak wtedy krążyła plotka, że wypadek specjalnie był sprowokowany, po to, aby odwrócić uwage od Solidarności, powielano potem takie bzdury, że dzisiaj trudno w to uwierzyć.