Ja go pamiętam jako takiego chamka". Prof. Bartoś o "księżowskim przedsiębiorstwie" o. Godawy

Prof. Tadeusz Bartoś ocenił w TOK FM, że w sprawie o. Dariusza Godawy doszło do zaniedbań ze strony prowincjała. Sprawę zakonnika, który prowadzi sierociniec w Kamerunie opisała "Gazeta Wyborcza".

Dariusz Godawa, misjonarz i szef sierocińca w Kamerunie, w mundurze majora radzieckiego lotnictwa.   |  fot. Misja-Kamerun.pl

Jak stwierdził prof. Bartoś, Godawa stworzył w Afryce "księżowskie przedsiębiorstwo". Szokujące informacje na temat sierocińca, prowadzonego w Kamerunie przez ojca Dariusza Godawę, opublikowała "Gazeta Wyborcza". Dzięki dziennikarskiemu śledztwu dowiedzieliśmy się wczoraj, w jak złych warunkach żyją dzieci. Miały one dostawać jeden posiłek dziennie; jadły na podłodze, gdy ich opiekunowie biesiadowali przy stołach. O. Godawa zwykł dawać podopiecznym resztki swoich dań, np. rybie głowy i ości. 

W drugiej części śledztwa "GW" pokazuje, jak nieprzejrzyste były wydatki i dochody zakonnika. Zyski mógł czerpać nawet z hodowli psów, które rzekomo miały strzec sierocińca. Poza tym dorobił się okazałej willi na obrzeżach stolicy Kamerunu, podczas gdy dzieci spały w barakach na piętrowych łóżkach. 

- Bardzo wyraźnie nastawił na usamodzielnienie się, stworzenie własnego księżowskiego przedsiębiorstwa - komentował w TOK FM prof. Tadeusz Bartoś, również były dominikanin, poza tym filozof i teolog. Działanie Godawy nazywał "marketingiem religijnym". Choć, jak zaznaczał, nie jest to jedyny duchowny, który w ten sposób działa. - To jego traktowanie dzieci - patologiczne - nie wiem, skąd mu się tu wzięło. Pewnie chciał mieć spokój, więc je tresował jak psy - ocenił były dominikanin.

Własny biznes religijny" o. Godawy

Jak podkreślił prof. Bartoś, prowadzący sierociniec zakonnik powinien zostać "zdyscyplinowany" w momencie, kiedy z Kamerunu wyjechali pozostali misjonarze, a on "prowadził własny biznes religijny". - Jak się wszyscy wycofują, a przełożeni go nie ściągają do Polski, bo wtedy powinni mu przerwać tę "imprezę", to on po prostu się rozwija. Wszystko, co robi, z punktu widzenia prawa zakonnego, jest nielegalne. Chyba że ma od kogoś pozwolenie - stwierdził. - Jeździł po Polsce, dzwonił po klasztorach, zdaje się, że zbierał pieniądze. Jak on jeździ, oficjalnie, to nikt nie sprawdza jego papierów - dodał były dominikanin.

"Ja go pamiętam jako takiego chamka"

Prowadzący audycję Mikołaj Lizut miał wątpliwości, czy słowo "przedsiębiorstwo", jakim posłużył się prof. Bartoś, komentując doniesienia "GW", jest w przypadku Godawy odpowiednie. Bo sprawa dotyczy sierocińca, w którym dzieci traktowano w sposób "niedopuszczalny i kolonialny". - Głodzi dzieci, traktuje je w sposób nieludzki i wszystko to pod auspicjami KK i polskiej prowincji dominikanów. To coś więcej niż przedsiębiorstwo - zauważał dziennikarz.

- To są dwie różne rzeczy - odparł jego rozmówca. I rozróżnił kwestie "strukturalne" od osobowości. - To są kwestie osobowości Godawy, czy to był proces, że on się tak zdegenerował, czy on miał predyspozycje do tego (...). Ja go pamiętam jako takiego chamka, ale nie utrzymywałem z nim specjalnych kontaktów - stwierdził były zakonnik. Prof. Bartoś sugerował też, że dominikanie powinni opublikować informację, że Godawa nie jest już dominikaninem, aby w publicznej telewizji nie był dalej tak przedstawiany.

Źródło tokfm.pl msn.com/pl