Budżety i place miały jednoczyć, a spowodowały kłótnię

Członkowie zarządu z szefową Kornelią Żywicką na czele nie zgadzają się z opiniami burmistrza Arseniusza Finstera i firmy Apis co do placów zabaw i związanej z ich odbiorami otoczki. Oczekują przeprosin.

19 września 2017  14:34

Podziel się:  

- Nie mam czasu na polemikę i zabawę w słówka, chcemy sprostować kłamstwa i oszczerstwa – mówi Kornelia Żywicka, która w towarzystwie trójki innych członków zarządu osiedla nr 4 Hallera - Bursztynowe w Chojnicach zorganizowała dziś konferencję prasową. Była to ich odpowiedź na opinie i zarzuty m.in. burmistrza Arseniusza Finstera i prezesa firmy Apis Artura Kołakowskiego podczas zeszłotygodniowej konferencji.

Członkowie zarządu osiedla zadeklarowali, że nie chcą brnąć w słowne przepychanki, tylko chcą skupić się na faktach opartych na dokumentach, które ich zdaniem, po głębszej analizie, będą bronić się same. Tak naprawdę chodzi o dwa place zabaw – przy boisku Modrak i przy Sportowej. Aktywne w konferencji Marzenna Osowicka i Kornelia Żywicka zarzuciły burmistrzowi kłamstwo, chociażby w tym, iż powiedział, że na placu zabaw nie było wypadków dzieci.

Żywicka odrzuca też zarzut, że współpracuje z jedną z konkurencyjnych Apisowi firm i tę jedną firmę promowała podczas całego tego przedsięwzięcia. - Chciałam przypomnieć, że na spotkaniach z mieszkańcami przedstawialiśmy różne koncepcje i oferty różnych firm. Nie była to jedna tylko firma. Swoje propozycje przedstawiło nam chyba łącznie dziesięć firm i wybieraliśmy wspólnie funkcjonalne i ciekawe zabawki, które miały pełnić też funkcję integracyjną. Chcieliśmy wybrać zabawki na plac zabaw, które odciągnęłyby dzieci od tabletów – argumentowała przewodnicząca osiedla.

Marzenna Osowicka przypomniała natomiast, że to inspektor nadzoru Dariusz Rząska jako pierwszy użył nazwy innej firmy podczas tego przedsięwzięcia, wskazując na wysoką jakość tamtych urządzeń.  Kornelia Żywicka odrzuciła dziś zarzut, że uciekała z odbiorów placu zabaw. – To nie prawda, przychodziłam nawet w deszczu z dzieckiem. Poświęciłam tej inwestycji naprawdę dużo czasu i to kosztem dzieci i pracy. Miałam mnóstwo telefonów od burmistrza i firmy Apis, której pracownicy wiele razy mnie nachodzili – mówiła. – Czułam się już z tym niekomfortowo.

Żywicka chce się teraz dowiedzieć, ile kosztowały poszczególne zabawki z firmy Apis, bo takiej wiedzy nie ma. Zastanawiają ją bowiem rażąco niskie ceny niektórych zabawek i jak twierdzi, daje to powód, by zastanawiać się, czy są one równoważne z tym, co było oczekiwane. Marzenna Osowicka zarzuciła, że mimo przeróbek zamontowane zabawki mają nadal te same certyfikaty, a wydała je firma, która stosowne pozwolenia dopiero zdobywała.

Zdaniem zarządu osiedla burmistrz i urzędnicy stanęli w tej sprawie nie po stronie mieszkańców, a firmy Apis. – Uwagi nie powinny być kierowane do mnie czy do zarządu osiedla a do firmy Apis – mówi Kornelia Żywicka. Ona też, za zgodą zarządu, wystąpiła o dodatkowe zbadanie placu zabaw i dostępnych zabawek przez Centrum Kontroli Placów Zabaw. – Zrobiliśmy to z powodu zaniepokojenia i dla bezpieczeństwa dzieci na placach zabaw. Uznaliśmy, że była to słuszna decyzja – mówiła Marzenna Osowicka.

Kornelia Żywicka zastanawia się też, skąd podpis prezesa firmy Apis Artura Kołakowskiego na dokumencie z odbioru placu zabaw, skoro go na miejscu podczas odbioru nie było. - Na odbiorze placu zabaw, na którym ja byłam, nie było fizycznie prezesa firmy Apis pana Artura Kołakowskiego, który miał czasowe spóźnienie przez samolot. Na odbiorze placu zabaw jest jego podpis. Podobno tego samego dnia był drugi odbiór, na który pan prezes dotarł, ale o którym ja nic nie wiem. Moim zdaniem ten odbiór nie powinien się odbyć. To może skończyć się w prokuraturze, bo coś tu jest nie tak – mówi Kornelia Żywicka.

A plac zabaw nadal jest zamknięty. - Dzieci czekały przez całe wakacje na otwarcie tego placu zabaw. Patrzyły przez okna i nie mogły się doczekać. Tak się jednak nie stało. Jednak bezpieczeństwo było najważniejsze – mówi Kornelia Żywicka. Jej zdaniem zestaw „kopalnia piasku” nie jest funkcjonalny i jest inny, niż był pierwotnie zakładany. Chodzi nie tyle o bezpieczeństwo, ale właśnie o jakość i funkcjonalność. - Jest ta zabawka w miarę bezpieczna, ma certyfikat, ale teraz jest po przeróbkach.

- Dzieci nie mogą się jednak bawić tak, jak powinny. Dzieci bawią się intuicyjnie, nie możemy narzucić im jak się bawić, animator czy instrukcja obsługi nic nie pomogą – uważa Kornelia Żywicka. – Nie jest to urządzenie, którego oczekiwaliśmy. Najlepiej, aby zostało to zdemontowane i została postawiona zwykła piaskownica. Pan burmistrz też to widział, że stawiane urządzenie nie jest tożsame z dokumentami. Jej zdaniem ona i zarząd powinni zostać przeproszeni.  - Chcę bezpiecznego placu zabaw, też mam dzieci i zależy mi na bezpieczeństwo. Mieszkańcy mają w pierwszej linii do nas pretensje i nam nie odpuszczą, a my to przekazujemy dalej.

- Chcemy ze spokojnym sumieniem wpuścić dzieci na plac zabaw, ale co do jakości nie mamy wątpliwości - są to zabawki z niższej półki. Szkoda, bo mieliśmy zebrane jako samorząd i mieszkańcy duże kwoty. Z tymi placami zabaw nic dobrego nas nie czeka, bo wystarczy zobaczyć w Człuchowie, jak wygląda plac zabaw budowany przez firmę Apis. Ja jednak nie mogę udawać, że czegoś nie widzę. Firma Apis próbowała wywierać naciski na mnie przy odbiorach, czułam się niekomfortowo w całej tej sytuacji – dodaje Żywicka.

Marzenna Osowicka przytoczyła też wątpliwości inspektora nadzoru Dariusza Rząski, który przyznał w jednym z wywiadów, że „przy Modraku stwierdziliśmy niezgodność z projektem i szereg usterek… W protokole będzie napisane, że urządzenia trzeba wymienić, te nie są nawet równoważne, a jakość jest wątpliwa. Tego nie przyjmiemy”. - I jaki mamy stan końcowy? Czy jakakolwiek zabawka została wymieniona z placów zabaw – pyta retorycznie Marzenna Osowicka.

A Marzenna Osowicka podważa też zasadność – w tej formie – całości budżetów osiedlowo-samorządowych.

Tekst i fot. (olo)