Co cztery lata jesteśmy w naszej lokalnej społeczności mamieni papką przedwyborczą kandydatów startujących w wyborach samorządowych. Pół biedy, kiedy wypowiadają swoją koncepcję zmian w domowym zaciszu, ćwicząc intensywnie przed ewentualnym publicznym wystąpieniem, chociaż trzeba przyznać, iż większość „unika tego jak diabeł święconej wody”. Wprawdzie okazji ku temu jest sporo począwszy od lokalnej rozgłośni radiowej po portale internetowe, nie mniej przedwyborcza kampania 2010 jest bodajże najsłabszą licząc od transformacji ustrojowej. Ubiegających się fotel burmistrza dwóch kandydatów, pomijając dotychczasowego burmistrza A. Finstera można podsumować krótko: jeszcze nie teraz burmistrzowanie Wam pisane. Odnosi się to przede wszystkim do M. Wenty, który przybrał taktykę uparciucha konsekwentnie odmawiając udziału we wszelkich debatach, pomijając sielskie spotkanie w pewnym lokaliku mającym dawną świetność daleko poza sobą. To właśnie tam w pogawędce, broń Boże nie mylić debatą – tuzowie owej fundacji przekomarzali się z M. Wentą dyskutując o pierdołach. Wśród publiczności nie zabrakło „gwiazd” sympatyzujących z Fundacją a których wcześniejsze osiągnięcia są tak wymierne, jak pytania, które zadali. Wydaje się, a raczej jest pewne, iż Fundacja przy okazji wyborów lansuje siebie, czego dowodem była fuhrmannowska „wierchuszka” obecna na spotkaniu, nie wspominając o młodych dziewczynach przyodzianych w białe alby z logiem Fundacji, gdzie swoje autografy złożyli kandydaci. Pal licho „szaty” pomazane flamastrem, bo to najmniej istotna sprawa, chociaż reklamowe zadanie zrealizowano. Sam kandydat o zdolnościach wizjonerskich (przewidział swój udział w II turze wyborów) dość ogólnikowo odpowiedział na „pytania” zadane z sali. Jednak miało to i dobrą stronę ponieważ potwierdziło, iż w przedwyborczej grze podważyć osiągnięcia i autorytet Finstera to tak jak „porywać się z motyką na słońce”. Nie wiem jakimi pobudkami kierowali się panowie Dolny i Wenta, chociaż w przypadku tego drugiego nie trzeba być filozofem, aby uzmysłowić sobie, iż to strach przed nie dostaniem się do Rady Miejskiej kazał mu przybrać rolę pozera, co burmistrzem zostanie. Otóż panie Wenta, sam pan doskonale wie, iż to mrzonka nie mająca szans na realizacje. Dlaczego? – ponieważ wyborcy (niestety swój rozum mają) i w maliny wpuścić się nie dadzą, tym bardziej w listopadzie, bo te jak na ten miesiąc - mogą okazać się dla nich niestrawne, podobnie jak pańska koncepcja zarządzania miastem. Pański program to ilość kanałów telewizyjnych, jakimi Pan w domu dysponuje, a nie program wyborczy. Nie twierdzę też, że każdy musi kochać Finstera, ale oceniając Jego wiedzę, doświadczenie i dotychczasowe osiągnięcia - Pan w bezpośredniej konfrontacji z nim przypomina mi zderzenie fiacika 126 p z czołgiem. Rezultat nie trudno przewidzieć! Pan Dolny – facet, który da się lubić, ale tylko lubić, co i tak jest sporym atutem. W Radzie Miejskiej takich ludzi nam potrzeba i tam jest pańskie miejsce z pożytkiem dla społeczeństwa. Bycie burmistrzem, obdarzenie Go zaufaniem, bo to społeczeństwo mu taki kredyt daje, nie jest zabawą, jak się niektórym wydaje. Burmistrz musi zapewnić realizację swojego programu, musi nieść pokładane w nim nadzieje, jak na razie jest w stanie to zagwarantować tylko Finster, reszta absolutnie nie! chociaż burmistrzowscy kontrkandydaci mają zgoła odmienne zdanie, jednak to ich problem a nie elektoratu.
Aby radni nie byli …bezradni to trzeba ich wybrać. Sęk w tym, że większość pasuje do Rady Miejskiej jak … wół do karety. Analizując listy wyborcze kandydatów nasuwa się pytanie: Co wspólnego mają wybory z drobiarstwem? Poza jajami, jakie odchodzą, stwierdzam, że nic! Bycie radnym to nie sposób na dorobienie kilku złotych, bo takie można odnieść wrażenie wertując listy wyborcze. Wielu z nich ma problemy z odnalezieniem się w środowisku, w którym pracują i funkcjonują. To nie tylko poraża, ale budzi poważne wątpliwości co d celowości ich wyboru. Z kadencji na kadencję listy zasilają osoby, które obniżają stawiane wymagania co do piastowania mandatu radnego. Wprawdzie o gustach nie wypada dyskutować, ale konserwatywne podejście wielu z nich powala na kolana. Skoro dla niektórych Internet nie jest najszybszym sposobem przekazywania wiadomości, a przy tym padają stwierdzenia, że im do pracy potrzebny nie jest, to nie ma sensu dłużej się rozwodzić nad ich intelektualnym poziomem. Upstrzenie miasta „koszmarkami: z ich wizerunkiem nie da im mandatu radnego. Dotrzeć do wyborcy ze słupa jest cholernie ciężko. Jeszcze bardziej bzdurne są ich hasła wyborcze, w stylu liczy się człowiek, ostatni na liście itp. A czy cztery lata temu nie liczył się człowiek? Co do szybkości działania tez można mieć wątpliwości, chociaż w biblii napisano, iż ostatni będą pierwszymi, i chyba w tym tkwi nadzieja dla autora tego hasła wyborczego. Jednak najbardziej „rozwala” hasło wyborcze PO „Z dala od polityki”. Wygląda na to, a może jest to zapowiedź, iż Platforma zamierza zejść z politycznej sceny. Plus im za to, że informują lojalnie. Wcześniej obiecywali cuda, to teraz „wolą dmuchać na zimne. Z tym hasłem to jak z psem, który nie szczeka, albo z ptakiem co nie lata. 21 listopada wykażmy się rozwagą i wybierzmy nie demagogów a sprawdzonych ludzi, którzy dowiedli, iż można im zaufać. Tego sobie i wszystkim wyborcom życzę.
życzę.
Co cztery lata jesteśmy w naszej lokalnej społeczności mamieni papką przedwyborczą kandydatów startujących w wyborach samorządowych. Pół biedy, kiedy wypowiadają swoją koncepcję zmian w domowym zaciszu, ćwicząc intensywnie przed ewentualnym publicznym wystąpieniem, chociaż trzeba przyznać, iż większość „unika tego jak diabeł święconej wody”. Wprawdzie okazji ku temu jest sporo począwszy od lokalnej rozgłośni radiowej po portale internetowe, nie mniej przedwyborcza kampania 2010 jest bodajże najsłabszą licząc od transformacji ustrojowej. Ubiegających się fotel burmistrza dwóch kandydatów, pomijając dotychczasowego burmistrza A. Finstera można podsumować krótko: jeszcze nie teraz burmistrzowanie Wam pisane. Odnosi się to przede wszystkim do M. Wenty, który przybrał taktykę uparciucha konsekwentnie odmawiając udziału we wszelkich debatach, pomijając sielskie spotkanie w pewnym lokaliku mającym dawną świetność daleko poza sobą. To właśnie tam w pogawędce, broń Boże nie mylić debatą – tuzowie owej fundacji przekomarzali się z M. Wentą dyskutując o pierdołach. Wśród publiczności nie zabrakło „gwiazd” sympatyzujących z Fundacją a których wcześniejsze osiągnięcia są tak wymierne, jak pytania, które zadali. Wydaje się, a raczej jest pewne, iż Fundacja przy okazji wyborów lansuje siebie, czego dowodem była fuhrmannowska „wierchuszka” obecna na spotkaniu, nie wspominając o młodych dziewczynach przyodzianych w białe alby z logiem Fundacji, gdzie swoje autografy złożyli kandydaci. Pal licho „szaty” pomazane flamastrem, bo to najmniej istotna sprawa, chociaż reklamowe zadanie zrealizowano. Sam kandydat o zdolnościach wizjonerskich (przewidział swój udział w II turze wyborów) dość ogólnikowo odpowiedział na „pytania” zadane z sali. Jednak miało to i dobrą stronę ponieważ potwierdziło, iż w przedwyborczej grze podważyć osiągnięcia i autorytet Finstera to tak jak „porywać się z motyką na słońce”. Nie wiem jakimi pobudkami kierowali się panowie Dolny i Wenta, chociaż w przypadku tego drugiego nie trzeba być filozofem, aby uzmysłowić sobie, iż to strach przed nie dostaniem się do Rady Miejskiej kazał mu przybrać rolę pozera, co burmistrzem zostanie. Otóż panie Wenta, sam pan doskonale wie, iż to mrzonka nie mająca szans na realizacje. Dlaczego? – ponieważ wyborcy (niestety swój rozum mają) i w maliny wpuścić się nie dadzą, tym bardziej w listopadzie, bo te jak na ten miesiąc - mogą okazać się dla nich niestrawne, podobnie jak pańska koncepcja zarządzania miastem. Pański program to ilość kanałów telewizyjnych, jakimi Pan w domu dysponuje, a nie program wyborczy. Nie twierdzę też, że każdy musi kochać Finstera, ale oceniając Jego wiedzę, doświadczenie i dotychczasowe osiągnięcia - Pan w bezpośredniej konfrontacji z nim przypomina mi zderzenie fiacika 126 p z czołgiem. Rezultat nie trudno przewidzieć! Pan Dolny – facet, który da się lubić, ale tylko lubić, co i tak jest sporym atutem. W Radzie Miejskiej takich ludzi nam potrzeba i tam jest pańskie miejsce z pożytkiem dla społeczeństwa. Bycie burmistrzem, obdarzenie Go zaufaniem, bo to społeczeństwo mu taki kredyt daje, nie jest zabawą, jak się niektórym wydaje. Burmistrz musi zapewnić realizację swojego programu, musi nieść pokładane w nim nadzieje, jak na razie jest w stanie to zagwarantować tylko Finster, reszta absolutnie nie! chociaż burmistrzowscy kontrkandydaci mają zgoła odmienne zdanie, jednak to ich problem a nie elektoratu. Aby radni nie byli …bezradni to trzeba ich wybrać. Sęk w tym, że większość pasuje do Rady Miejskiej jak … wół do karety. Analizując listy wyborcze kandydatów nasuwa się pytanie: Co wspólnego mają wybory z drobiarstwem? Poza jajami, jakie odchodzą, stwierdzam, że nic! Bycie radnym to nie sposób na dorobienie kilku złotych, bo takie można odnieść wrażenie wertując listy wyborcze. Wielu z nich ma problemy z odnalezieniem się w środowisku, w którym pracują i funkcjonują. To nie tylko poraża, ale budzi poważne wątpliwości co d celowości ich wyboru. Z kadencji na kadencję listy zasilają osoby, które obniżają stawiane wymagania co do piastowania mandatu radnego. Wprawdzie o gustach nie wypada dyskutować, ale konserwatywne podejście wielu z nich powala na kolana. Skoro dla niektórych Internet nie jest najszybszym sposobem przekazywania wiadomości, a przy tym padają stwierdzenia, że im do pracy potrzebny nie jest, to nie ma sensu dłużej się rozwodzić nad ich intelektualnym poziomem. Upstrzenie miasta „koszmarkami: z ich wizerunkiem nie da im mandatu radnego. Dotrzeć do wyborcy ze słupa jest cholernie ciężko. Jeszcze bardziej bzdurne są ich hasła wyborcze, w stylu liczy się człowiek, ostatni na liście itp. A czy cztery lata temu nie liczył się człowiek? Co do szybkości działania tez można mieć wątpliwości, chociaż w biblii napisano, iż ostatni będą pierwszymi, i chyba w tym tkwi nadzieja dla autora tego hasła wyborczego. Jednak najbardziej „rozwala” hasło wyborcze PO „Z dala od polityki”. Wygląda na to, a może jest to zapowiedź, iż Platforma zamierza zejść z politycznej sceny. Plus im za to, że informują lojalnie. Wcześniej obiecywali cuda, to teraz „wolą dmuchać na zimne. Z tym hasłem to jak z psem, który nie szczeka, albo z ptakiem co nie lata. 21 listopada wykażmy się rozwagą i wybierzmy nie demagogów a sprawdzonych ludzi, którzy dowiedli, iż można im zaufać. Tego sobie i wszystkim wyborcom życzę. życzę.
szkoda, że nie było debaty, do rady miasta: jeden z kandydatów: http://www.projektsamorzadnosc.pl/kandydaci/do-rady-miasta/1/30